Najnowsze wpisy, strona 1


maj 16 2005 Podobno pieniądze szczęścia nie dają...
Komentarze: 1

Mam ostatnio straszne dni... czuję się jakby cały świat sprzysiągł się przeciwko mnie. Ze wszystkim pod górkę. Mam zły humor, ciągle jestem rozdrażniona i do tego wszystkiego Kot dostał jakiejś głupawki i ciągle gada jakieś głupoty, "dolewając tym samym oliwy do ognia". Mama o wszystko krzyczy, kitka szaleje po ścianach, ja tłukę słoiki, mam sklerozę i wiecznie jestem rozkojarzona. Boziu help !! Na dodatek mama Kota chyba wróci z Włoch, bo coś tam dźwignęła i będzie miała operacje. No i będzie musiała wrócić. Ojciec wymyślił, ze Kot ma z nim tam po nią jechać - tym samym nie będzie kilka dni w pracy i mniej zarobi, a ciągle mu brakuje pieniędzy. Jak mnie wkurza ta jego rodzina! Nikt tam o nim nie myśli, każdy tylko o swoim zadku! A ja durna się martwię i denerwuje.

"Pieniądze szczęścia nie dają". NIE PRAWDA!! Dają i to ogromne! Ja chce być bogata, mieć dom z basenem, fajniutki samochodzik i mieć pieniądze nie tylko na to co do życia niezbędne ale tak że na przyjemności i rozrywki! ... No dobra, trochę przesadziłam. Tak naprawdę marzy mi się kawalerka i tyle pieniędzy żeby dać radę ją utrzymać, czasem coś zjeść i od czasu do czasu kupić sobie jakiś ciuch. Nie widziałam, że kiedyś tak bardzo będę chciała się usamodzielnić. Marzę by mi się już nikt nie wtrącał w to jak często sprzątam, z kim się spotykam, dlaczego nie umyłam po sobie kubka od razu po wstawieniu go do zlewu. Ja juz duża kurcze jestem!

I właśnie dlatego, w moim przypadku pieniądze byłyby ogromnym szczęściem! Mogłabym sobie spokojnie studiować i uczyć się we własny mieszkanku, w ciszy i spokoju. A przede wszystkim skończyłyby się wieczne depresje.

Panie Boże, proszę Cię podeślij mi pudełeczko (-najlepiej bez dna) z bardzo dużą ilością pieniążków. Amen

zagubiona_mysza : :
maj 12 2005 Kwiatki
Komentarze: 0

O ironio! Muszę sobie sama kwiatki kupować :/ Ale za to jakie śliczne! J Konwalijki

zagubiona_mysza : :
maj 11 2005 Historia tyko dla wytrwałych
Komentarze: 0

Chyba straciłam kontrolę nad swoim życiem... a przynajmniej nie wiem, co z nim dalej robić.

W piątek będzie 9miesięcy jak spotykam się z Kotem. Nasza sytuacja jest trochę skomplikowana, on jest starszy ode mnie o 7 lat, skończył tylko zawodówkę i pracuje za nieduże pieniądze. Ja się uczę, nie dostałam się na studia, więc teraz robię technika i ciągle myślę, na jakie studia w końcu mam się udać. Pochodzimy z całkiem innych rodzin, jego rodzice są po zawodówce (tak jak dwie siostry), obydwoje pracują fizycznie, są na bakier z dobrym gustem i bogatym słownictwem. Mój tata jest mgr a mama, chociaż zrobiła tylko studium policealne wychowała się w rodzinie, gdzie może nie było studiów, ale zawsze była elokwencja i dobre wychowanie.

W takiej sytuacji nie trudno wyobrazić sobie, że moi rodzice są przeciwni mojemu związkowi z Kotem. Tata stwierdził, ze on jest dla mnie "zbyt prosty", a mama mówi, że ona nic do niego nie ma jako do człowieka, ale to nie jest chłopak dla mnie. Najgorsze jest to, że podobne komentarze słyszałam od moich przyjaciółek i babci. Ja wcale nie czuję się jakaś lepsza od Kota, chociaż na początku widziałam różnicę między nami – przede wszystkim w sposobie ubierania się i wypowiadania (poszłem, zara, teraz itp.). Ale powiedziałam mu, że mówi się "poszedłem" i lepiej będzie wyglądał w jeansach niż ciągle w tych dresach (bo faktycznie kiepsko razem wyglądaliśmy jak ja szłam "wystrojona" w sztruksiki, i sweterek a on w dresach). Jak dostał wypłatę, zabrałam go na zakupy i od razu było lepiej.

Dobrze nam razem... po związku pełnym niepewności, tęsknoty i totalnego niedopieszczenia (bo był to związek na odległość) miłą odmianą było, że ktoś chce ze mną być codziennie, ciągle się do mnie przytula, mówi mi same miłe rzeczy i baardzo o mnie dba. Na początku trzymałam dystans, bo chyba też nie byłam pewna czy to   facet dla mnie no i jeszcze bałam się, że mój "ex" postanowi jednak przyjechać. Ale w końcu się zakochałam. Zresztą chyba ciężko się nie zakochać, gdy jest się bardzo kochanym i ciągle się to słyszy, widzi i czuje. Chociaż ma wrażenie, że moja miłość do Kota, jest oparta bardziej na przyjaźni... to jest w ogóle inny rodzaj miłości chyba. Ja już raz kochałam, na zabój, tak bardzo, że juz bardziej nie można było, chciałam być żoną, byłam gotowa rzucić wszystko w diabły i pojechać za nim na drugi koniec świata... i ten mój cały świat, ten mój sens życia nagle pękł jak bańka mydlana i zniknął. Przerosły nas trudności, odległość i brak pieniędzy. Poczułam się nagle jak bym już nie miała serca. Byłam wściekła, rozżalona i przekonana, że już nigdy nikogo nie pokocham. Kot był taki wytrwały, uparty i tak ciepły dla mnie, że zkruszył tą moją skorupę i sprawił, że znowu się zakochałam.  ...tylko czy ja zakochałam się w nim czy w tej dobroci, cieple i poczuciu bliskości jaką mi dał?

Nie lubię jeździć do niego do domu, bo jest całkiem inny niż mój. Nie za czysto, wszędzie pełno kiczu i tandety. Stare budownictwo - mała kuchnia, obskurna łazienka. Ja też mieszkam w bloku na 2pokojach, ale nawet wcześniej jak mieszkałam w większym i starszym mieszkaniu to priorytetem zawsze był ,jako taki, ład i porządek (mamuśka moja ma świra na punkcie sprzątania). Co tu dużo mówić, nie przepadam też za jego rodziną.

Lubię Kota. Lubię z nim przebywać, bo jest kochany i potrafi mnie rozśmieszyć. Potrzebuje go, bo ostatnio czuję, że tylko jego mam. Chce z nim być tu i teraz, ale nie robie planów na przyszłość. Wykluczam to, że mogłabym być jego żoną, bo 1) nie chce być jeszcze żoną ani jego ani nikogo innego,  2) boję się, 3) czuje się jeszcze na to za młoda,  4) nie chce "wchodzić" do jego rodziny, gdyż to ludzi zupełnie inni niż ja i moja rodzina wiem, że bym się z nimi źle czuła.

 Problem w tym, że on jest we mnie naprawdę baardzo zakochany. Chociaż ma juz 28 lat, to wygląda na to, że jestem jego pierwszą prawdziwą miłością i od czasu do czas patrzy mi głęboko w oczy i pyta się: "zaręczysz się ze mną?", "będziesz moją żoną?". I choć ja jestem z nim w 100% szczera, tzn. on wie, że moja rodzina nie jest specjalnie szczęśliwa, że jesteśmy razem a ja czuję się jeszcze zupełnie nie gotowa na małżeństwo, on chyba ciągle ma cichą nadzieję, że ja jednak zmienię zdanie...

 

No i co tu robić ?? Nie zerwę z nim przecież, tylko, dlatego że nie chce być jego żoną, a on ma może w tym temacie złudne nadzieje.  ...tak szczerze mówiąc to, mimo że nie chce być z nim do końca życia, to bardzo chcę być z nim teraz. Nie wyobrażam sobie żeby mogło go teraz zabraknąć, on jest moim najlepszym przyjacielem i cudownie mnie przytula!

zagubiona_mysza : :
maj 11 2005 Co ja tutaj napisałam??
Komentarze: 2

kljteriou*&*&%$%#%4rftiasfioawerh   ... kopytko.  ;D

zagubiona_mysza : :
maj 09 2005 Może ona jednak nie istnieje
Komentarze: 0

eh, jakoś tak kiepsko jest... chyba przestaje wierzyć w przyjaźń - a wydawało mi się, że to tak niezniszczalna relacja... :( Szkoda gadać_____

zagubiona_mysza : :