Komentarze: 0
Chyba straciłam kontrolę nad swoim życiem... a przynajmniej nie wiem, co z nim dalej robić.
W piątek będzie 9miesięcy jak spotykam się z Kotem. Nasza sytuacja jest trochę skomplikowana, on jest starszy ode mnie o 7 lat, skończył tylko zawodówkę i pracuje za nieduże pieniądze. Ja się uczę, nie dostałam się na studia, więc teraz robię technika i ciągle myślę, na jakie studia w końcu mam się udać. Pochodzimy z całkiem innych rodzin, jego rodzice są po zawodówce (tak jak dwie siostry), obydwoje pracują fizycznie, są na bakier z dobrym gustem i bogatym słownictwem. Mój tata jest mgr a mama, chociaż zrobiła tylko studium policealne wychowała się w rodzinie, gdzie może nie było studiów, ale zawsze była elokwencja i dobre wychowanie.
W takiej sytuacji nie trudno wyobrazić sobie, że moi rodzice są przeciwni mojemu związkowi z Kotem. Tata stwierdził, ze on jest dla mnie "zbyt prosty", a mama mówi, że ona nic do niego nie ma jako do człowieka, ale to nie jest chłopak dla mnie. Najgorsze jest to, że podobne komentarze słyszałam od moich przyjaciółek i babci. Ja wcale nie czuję się jakaś lepsza od Kota, chociaż na początku widziałam różnicę między nami – przede wszystkim w sposobie ubierania się i wypowiadania (poszłem, zara, teraz itp.). Ale powiedziałam mu, że mówi się "poszedłem" i lepiej będzie wyglądał w jeansach niż ciągle w tych dresach (bo faktycznie kiepsko razem wyglądaliśmy jak ja szłam "wystrojona" w sztruksiki, i sweterek a on w dresach). Jak dostał wypłatę, zabrałam go na zakupy i od razu było lepiej.
Dobrze nam razem... po związku pełnym niepewności, tęsknoty i totalnego niedopieszczenia (bo był to związek na odległość) miłą odmianą było, że ktoś chce ze mną być codziennie, ciągle się do mnie przytula, mówi mi same miłe rzeczy i baardzo o mnie dba. Na początku trzymałam dystans, bo chyba też nie byłam pewna czy to facet dla mnie no i jeszcze bałam się, że mój "ex" postanowi jednak przyjechać. Ale w końcu się zakochałam. Zresztą chyba ciężko się nie zakochać, gdy jest się bardzo kochanym i ciągle się to słyszy, widzi i czuje. Chociaż ma wrażenie, że moja miłość do Kota, jest oparta bardziej na przyjaźni... to jest w ogóle inny rodzaj miłości chyba. Ja już raz kochałam, na zabój, tak bardzo, że juz bardziej nie można było, chciałam być żoną, byłam gotowa rzucić wszystko w diabły i pojechać za nim na drugi koniec świata... i ten mój cały świat, ten mój sens życia nagle pękł jak bańka mydlana i zniknął. Przerosły nas trudności, odległość i brak pieniędzy. Poczułam się nagle jak bym już nie miała serca. Byłam wściekła, rozżalona i przekonana, że już nigdy nikogo nie pokocham. Kot był taki wytrwały, uparty i tak ciepły dla mnie, że zkruszył tą moją skorupę i sprawił, że znowu się zakochałam. ...tylko czy ja zakochałam się w nim czy w tej dobroci, cieple i poczuciu bliskości jaką mi dał?
Nie lubię jeździć do niego do domu, bo jest całkiem inny niż mój. Nie za czysto, wszędzie pełno kiczu i tandety. Stare budownictwo - mała kuchnia, obskurna łazienka. Ja też mieszkam w bloku na 2pokojach, ale nawet wcześniej jak mieszkałam w większym i starszym mieszkaniu to priorytetem zawsze był ,jako taki, ład i porządek (mamuśka moja ma świra na punkcie sprzątania). Co tu dużo mówić, nie przepadam też za jego rodziną.
Lubię Kota. Lubię z nim przebywać, bo jest kochany i potrafi mnie rozśmieszyć. Potrzebuje go, bo ostatnio czuję, że tylko jego mam. Chce z nim być tu i teraz, ale nie robie planów na przyszłość. Wykluczam to, że mogłabym być jego żoną, bo 1) nie chce być jeszcze żoną ani jego ani nikogo innego, 2) boję się, 3) czuje się jeszcze na to za młoda, 4) nie chce "wchodzić" do jego rodziny, gdyż to ludzi zupełnie inni niż ja i moja rodzina wiem, że bym się z nimi źle czuła.
Problem w tym, że on jest we mnie naprawdę baardzo zakochany. Chociaż ma juz 28 lat, to wygląda na to, że jestem jego pierwszą prawdziwą miłością i od czasu do czas patrzy mi głęboko w oczy i pyta się: "zaręczysz się ze mną?", "będziesz moją żoną?". I choć ja jestem z nim w 100% szczera, tzn. on wie, że moja rodzina nie jest specjalnie szczęśliwa, że jesteśmy razem a ja czuję się jeszcze zupełnie nie gotowa na małżeństwo, on chyba ciągle ma cichą nadzieję, że ja jednak zmienię zdanie...
No i co tu robić ?? Nie zerwę z nim przecież, tylko, dlatego że nie chce być jego żoną, a on ma może w tym temacie złudne nadzieje. ...tak szczerze mówiąc to, mimo że nie chce być z nim do końca życia, to bardzo chcę być z nim teraz. Nie wyobrażam sobie żeby mogło go teraz zabraknąć, on jest moim najlepszym przyjacielem i cudownie mnie przytula!